Archiwum 25 marca 2014


mar 25 2014 Orkan Ksawery a zaskakiwanie "Drogowców"...
Komentarze: 0

Witam serdecznie.

Zdaję sobie sprawę z faktu opublikowania moich przemyśleń pewien czas po zaistnieniu zdarzeń, które do publikacji doprowadziły, jednak - po prostu - nie mogłem sie już powstrzymać.

Niektórzy z Was - drodzy Czytający -  pamiętają zapewne (Inni z kolei mogą sobie "wygooglać") przeróżne ostrzeżenia, zapowiedzi, apele i wszelkie inne formy informacji o zbliżającym się orkanie Ksawerym i potencjalnych efektach jego działania na szeroko rozumiane otoczenie.

Niestety nie mogłem zostać w tym czasie w domowych pieleszach, musiałem jechać do pracy.

Nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem, gdy wracając już do domu wjechalem w korek (jakoś w naszym kraju co roku zima potrafi zaskoczyć, ale jak wiemy - "... taki mamy klimat"), natomiast - co było dla mnie pewnym zaskoczeniem - korek zdawał się być wyjątkowo nieruchawy w miejscu dość trudnym do zakorkowania.

Z racji nieruchawości korka i sporej ilości czasu, który jak trafnie przewidywałem mam do dyspozycji na przemyślenia, włączyłem lekko wyczerpaną po dniu pracy pozostałą wolną (lub szybką - zależy od punktu widzenia) szarą komórkę (nie mylić ze smartfonem) i zacząłem zastanawiać się nad sensem tego korka.

Nie jest bezcelowym zastanawianie się nad sensem tego, co nas otacza, udaje się czasem człowiekowi dojść do jakichś wniosków lub stworzyć wiekopomne, wielokrotnie cytowane później zdania, jak na przykład wspomniane przeze mnie wyżej "... taki mamy klimat".

Pierwszym - jakże logicznym (moim zdaniem) - faktem była pokrywa śnieżna na jezdni. Skoro zapowiadali orkan, intensywne opady przy ujemnej temperaturze, to dywanu z kwiatów polnych raczej nie należało się spodziewać, prawda?

Myślę dalej - widzę śnieg na jezdni, znaczy się nie posypane i ślisko jest - zauważyłem błyskotliwie niczym karetka na sygnale.

Zacząłem się rozpędzać - ślisko jest to i jechać się łatwo nie da, pewnie niektórzy Kierowcy na letnich oponkach jeżdżą, to i się zakorkowało - wydawało mi się, że dobrnąłem do jedynego sensownego wytłumaczenia i w spokoju sięgnąłem po papierosa.

Bodajże po kilku zaciągnięciach uchyliłem sobie okno (przecież nie musi mi aż tak śmierdzieć pod nosem) i zadzwoniłem do Żony z informacją, że tkwię w korku, który niezbyt ruchawy się zdaje i będę Ją informował jak dojadę do pewnego umówionego punktu.

Kilka papierosów i kilkadziesiąt metrów później złapałem się na tym, że rozważam za i przeciw w stosunku do ewentualnego zamknięcia okna. Za zamknięciem przemawiała temperatura na zewnątrz oraz sypiący z nieba i wdzierający się czasem do środka auta śnieg, przeciw zmknięciu z kolei przemawiał smród papierosowego dymu oraz fakt, że uchylone okno pozwalało mi strzepywać popiół z papierosa na zewnątrz pojazdu pozwalając zachować popielniczkę w czystości (paskudne przyzwyczajenie drodzy Palacze).

Mniej więcej w tym momencie uzmysłowiłem sobie również, że tempo mojej jazdy wyraźnie się zwiększyło (znaczy się częściej ściągałem nogę z hamulca minimalnie zwalniając sprzęgło), więc zadzwoniłem do Żony mówiąc: Kochanie - chyba nieco się ruszyło i jednak dziś dojadę. Po czym sięgnąłem po kolejnego papierosa wysuwając się nieco pojazdem bliżej osi jezdni dwupasmowej chcąc dojrzeć ewentualne miejsce, gdzie dostrzegę przyczynę zakorkowania.

Oczywiście mijałem po drodze dwa autka stojące z włączonymi światłami awaryjnymi, ale skoro były za mną, nie mogły być prawdziwą przyczyną korka przede mną - logiczne.

Mniej więcej jeszcze po nieco ponad godzinie "jazdy" oraz kolejnych kilku papierosach wyjechałem w końcu z zakorkowanego fragmentu drogi.

Nie widziałem po drodze nic (poza pokrywą śnieżną na drodze), co mogłoby tłumaczyć powstanie takiego korka, ale "nie starajmy się zrozumieć wszystkiego, bo wszystko stanie się niezrozumiałe".

Spaliłem prawie 3/4 paczki papierosów, auto spaliło sporo paliwa, moja pracująca na wysokich obrotach wolna szara komórka spaliła pewnie kilka kalorii.

Po tym, jak wysiadłem z samochodu na parkingu pod domem wykonałem kilka czynności: przestawiłem budzik (trzeba było następnego dnia wcześniej wyjechać, żeby zatankować, choć nie miałem tego w planach), poszedłem po piwo na skołatane nerwy i po papierosy celem uzupełnienia uszczuplonego zapasu nadmiernym paleniem podczas stania/"jazdy" w korku.

Czyli chyba mogę zaryzykować tezę, że brak czynności Służb odpowiedzialnych za utrzymanie przejedności dróg w porze zimowej podyktowany jest troską o płynność budżetu naszego pięknego i logicznego kraju? Uzasadnienie mojego wywodu logicznego poniżej:

Skoro nie posypane to będzie korek.

Skoro będzie korek, to palacze zapalą papierosy z nerwów, nudy lub nawykowo.

Skoro palacze zapalą, to sami w celu uniknięcia zadymienia (lub ich Współtowarzysze podróży) prawdopodobnie uchylą okno w samochodzie.

Skoro palacz będzie miał uchylone okno w samochodzie, jest szansa na to, że nawykowo będzie strzepywał popiół z papierosa za uchylone okno, czyli na drogę.

Skoro popiół znajdzie się na drodze, będzie posypane, czyli przestanie być aż tak ślisko i korek zacznie się rozładowywać.

Skoro dowolny przeciętny Uczestnik jazdy w korku dojedzie w końcu do domu, to pewnie będzie miał ochotę ukoić nerwy - na przykład piwkiem (wpływy do budżetu z akcyzy).

Palacze uzupełnią zapas papierosów (wplywy do budżetu z akcyzy).

Kierowcy/Właściciele pojazdów uzupełnią spalone niepotrzebnie paliwo (wpływy do budżetu z akcyzy oraz dla polepszenia nam wszystkim humoru również podatek drogowy zawarty w cenie paliwa przeznaczony między innymi na utrzymanie dobrego stanu dróg).

Głęboko logiczne moim zdaniem.

Musiałem się z Wami tym podzielić, opinie mile widziane.

Pozdrawiam,

Zwolennik logiki

P.S. Palenie rzucam - trzeci miesiąc prawie wytrzymałem bez papierosa.

zwolenniklogiki : :